piątek, 27 sierpnia 2010

Jak poznać światopogląd nauczyciela naszych dzieci?

Każdy człowiek, a więc i nauczyciel, ma własne poglądy na życie, religię, politykę. Dlatego posyłaniu dziecka do szkoły musi towarzyszyć zainteresowanie rodziców jego formacją światopoglądową.

Stwierdzenie, że ktoś jest dobrym fachowcem - nie wystarczy. Niezależnie czy jest to matematyk, anglista czy polonista, wywiera on trwały wpływ na rozwój intelektualny ucznia, choćby komentarzami, dygresjami czy sposobem interpretacji materiału nauczania.

Wbrew (pseudo)wolności panującej w tzw. demokracji, rodzice – niestety - nie mają wielkiego wpływu na to, jacy pedagodzy uczą ich pociechy. Cóż, na szkoły prywatne nie wszystkich stać (kwestie finansowe), a państwowe zatrudniają nauczycieli o różnych poglądach. Rozwiązaniem mogłaby być edukacja domowa, ale nie każdy ma w sobie tyle determinacji, by się jej podjąć, jak np. prekursor takiego nauczania w Polsce Marek Budajczak.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Czy szkoły steinerowskie są obojętne religijnie?

Pierwszą swoją szkołę Rudolf Steiner założył w 1919 przy zakładach tytoniowych Waldorf-Astoria w Stuttgarcie. Od tego momentu datuje się rozwój szkolnictwa waldorfskiego.

Już same tytuły książek wskazują na specyficzny typ umysłowości i magiczne zainteresowania Steinera: Teozofia, Jak osiągnąć poznanie wyższych światów, Wiedza tajemna w zarysie czy Kronika Akashy. W 1902 wstąpił do Towarzystwa Teozoficznego. Organizacji, która przy pomocy nauk tajemnych miała przyczynić się do “zjednoczenia ludzkości”. W 1913 roku porzucił teozofów i założył własne Towarzystwo Antropozoficzne.

Antropozofię charakteryzuje mieszanie nauk magicznych z pseudonaukowością. Przy tym doskonalenie człowieka znajduje wyraz nie tylko w świecie ducha, ale także w różnych dziedzinach ludzkiej działalności praktycznej

piątek, 20 sierpnia 2010

Czy "dobre emocje" wystarczą?

Popularna pedagogia głosi pogląd, że w wychowaniu najważniejsza jest więź emocjonalna rodziców z dzieckiem. Jednak czasami rodzice oddani są swoim pociechom całym sercem, ale w tym oddaniu są bezradni wychowawczo, spełniając niemal wszystkie zachcianki dzieci. W imię “miłości” chcą, aby te dobrze się czuły, by im było w życiu łatwiej, by się nie przepracowywały itd.

Osoby o których piszę, nie tyle cechuje wiara w nadzwyczajne efekty wychowawczego bezstresu, co raczej ufność, że więź emocjonalna (nazywana przez nich miłością) sama zmieni ich dzieci. W katolickiej wersji tego sposobu wychowania specyficznie interpretuje się augustiańskie: “kochaj i rób co chcesz?”

wtorek, 17 sierpnia 2010

Billbordy a tzw. edukacja seksualna

Ośmioletni syn znajomego zaskoczył go nagłym stwierdzeniem, że “pani na billbordzie nie jest dobra”. To taki dziecięcy eufemizm. Chodziło raczej o to, że pani nie jest... skromna. I rzeczywiście... Pani reklamowała pewien wyrób odzieżowy, była skąpo przyodziana i przesłaniała sobą niemal całą ulicę.

Formalnie wszystko jest w porządku, to rodzice decydują o wychowaniu dzieci. Ale tylko formalnie, powyższy przykład pokazuje, że w samej istocie obowiązującej obecnie koncepcji (pseudo)wolności ukryto bardzo skuteczny mechanizm zniewalający.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Popwychowanie

Popwychowanie to obowiązujący aktualnie sposób wychowania dzieci kreowany głównie przez popularne portale i prasę kolorową. Tak jak na innych płaszczyznach życia społecznego, tak i tutaj, pomimo nominalnej wolności, obowiązują standardy uwzględniający polityczne i psychologiczne trendy, poza które autorzy tekstów i porad nie wychodzą.

Popyt na popularne poradnictwo z zakresu pedagogiki wynika przede wszystkim z zainteresowania tematem młodych rodziców. Współczesne warunki życia generują problemy wobec których rodzice czują się bezradni. Poza tym część ambitnych, młodych matek i ojców pragnie wychowywać dzieci “nowocześnie”, “naukowo” i “trendy”. Z braku czasu i zapracowania Internet i popularne magazyny są dla nich głównym źródłem zdobywania wiadomości. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce temat i zaraz pojawia się odpowiedź. Zjawisko zauważyli specjaliści od mediów, włączając do swych serwisów artykuły na tematy pedagogiczne oraz kąciki porad. Jednak nie tylko chodzi o biznes, obok biznesu, jak zwykle, pojawia się ideologia.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Jak w nieskromnych czasach wychowywać do skromności?

Prowokacyjny strój, makijaż czy farbowanie włosów nie są czymś wyjątkowym w polskich szkołach. Nie tak dawno prasa pisała o gimnazjalistce, która zaatakowała nauczycielkę, za to, że ta kazała jej zmyć makijaż. Prymas Kardynał Stefan Wyszyński zauważył już przed kilkudziesięciu laty, mając na uwadze dorosłe kobiety, że na ulicach zamiast matek pojawiły się lalki. Ciekawe, co powiedziałby dzisiaj?

Winą za powszechny upadek obyczajów w tym zakresie obarcza się środki masowego przekazu, wpływ środowiska rówieśniczego, a także coraz częściej nie najlepsze wzorce rodzicielskie. Szokujący sposób ubierania dotyczy zarówno dziewcząt, jak i chłopców. I nie chodzi tu tylko o kokietowanie płci przeciwnej. Młodzieżowy strój, gdy wiąże się z wpływem subkultur, bywa też wyrazem światopoglądowej manifestacji.

poniedziałek, 26 lipca 2010

W poszukiwaniu utraconego ojca

Skoro nie ma już tak naprawdę matki i ojca, bo ojcowie stają się jedynie “duplikatami matek”, wówczas argument o potrzebie wychowywania dzieci przez obojga rodziców różnych płci traci na wyrazistości. W takiej sytuacji przynajmniej teoretycznie “wystarczą” dwaj wrażliwi “tatusie” o matczynych cechach. Taki związek będzie uważany nawet za “lepszy”, gdyż będzie wolny od tradycyjnie męskiego archetypu kulturowego opartego na walce.

W dawnych społeczeństwach ojciec uczył syna sztuki myśliwskiej, przyuczał do rzemiosła lub prac polowych. Obecnie tę rolę przejęła na ogół szkoła, czasami media. Wykonujący najemną pracę poza miejscem zamieszkania nie ma kiedy pokazać synowi w czym naprawdę jest dobry, zademonstrować swoich umiejętności czy wiedzy zawodowej (fakt ten odnotowuje o. Józef Augustyn SJ).

Jednocześnie syn dzięki mediom, a głównie poprzez obcowanie codzienne z internetem, dorasta w przekonaniu, że nie są mu już potrzebne rady ojca. Wpisując bowiem odpowiednie słowa w wyszukiwarkę natychmiast otrzymuje poszukiwaną odpowiedź. Tym samym zastępuje ona ojca, który przestaje mu być potrzebny.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Jeszcze o metodzie M. Montessori

Pod koniec czerwca zamieściłem na tym blogu krytyczny artykuł na temat pedagogiki M. Montessori. W odpowiedzi p. Rafał Szczypka napisał tekst polemiczny na blogu bycrodzicami.pl. W moim przekonaniu argumenty przedstawione przez Polemistę nie naruszyły fundamentów mojej krytycznej oceny omawianego systemu.

Do argumentów Pana R. Szczypki odniosłem się w komentarzach. Niemniej, aby uniknąć zarzutu o lekceważenie autora tekstu polemicznego,  jeszcze raz odnoszę się do ważniejszych tez tego artykułu.
Nowym Czytelnikom przypomnę sedno sporu. Postawiłem tezę, że pedagogika M. Montessori odwołuje się do naturalizmu pedagogicznego, czyli poglądu, iż człowiek jest z natury dobry (nota bene jest to pogląd niezgodny z nauczaniem chrześcijańskim). Zaznaczam, że nie jest to teza odkrywcza. Do nurtu naturalistycznego metodę Montessori zalicza np. W. Okoń w popularnym „Słowniku pedagogicznym”. Przy czym pozostawiam, jako kwestię otwartą, formę owego zauroczenia naturalizmem.

środa, 14 lipca 2010

Komorowski a edukacja

Wybór Bronisława Komorowskiego na Prezydenta RP i tym samym umocnienie władzy Platformy Obywatelskiej w Polsce nie wróży dobrze rozwojowi edukacji klasycznej. Trzy lata rządów PO zaowocowały fundamentalnymi zmianami prawnymi, które były milowymi krokami w pełzającej, szkolnej rewolucji.

Pierwszym krokiem jest obniżenie wieku rozpoczynania obowiązku szkolnego i wysłanie sześciolatków do szkoły, co wiąże się z marginalizowaniem wpływu rodziców na wychowanie dzieci.

Drugim - wprowadzona nie tak dawno, podpisana w trakcie kampanii wyborczej przez p.o prezydenta, ustawa zakazująca fizycznego karania łobuzów. Mamy tu kolejny przykład ograniczania wpływu rodziców na wychowanie oraz nieżyciowego i nierealistycznego gniota prawnego.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Eutrapelia

W związku z rozpoczynającym się czasem wakacji przypominam artkuł na ten temat, który ukazał się  się w 29 numerze kwartalnika „CYWILIZACJA”, pt. : "Eutrapelia - rozrywka czy zabawa?"

Zabawa odgrywa ważną rolę w życiu ludzkim. Jej znaczenie dostrzegła już starożytna paideia. Greccy filozofowie wskazując podstawy wychowania człowieka, wśród wielu różnych cnót wymieniali również dźwięcznie brzmiącą eutrapelię. Co prawda, przy takich sprawnościach moralnych jak męstwo, roztropność czy sprawiedliwość pozostawała ona na drugim planie – niemniej jej istnienie zauważono. Dostrzegli ją nie tylko starożytni mędrcy, ale również średniowieczni teologowie, jak np. św. Tomasz z Akwinu. Eutrapelia dosłownie oznacza żartobliwość, wesołość.

Św. Tomasz określa ją łacińską nazwą iucunditas (dowcipność), ewentualnie bona conversatio (dobra rozmowa towarzyska). Najbliżej jej do kardynalnej cnoty umiarkowania, usprawniającej popęd do przyjemności; jest zatem umiejętnością dobrej zabawy. Arystoteles definiuje omawianą cnotę właśnie jako umiejętność bawienia znajomych, ale i „doznawania radości z dowcipu”. Warto zwrócić uwagę, iż w iucunditas występują niejako dwa momenty: czynny i bierny. Z jednej strony mamy wyuczone działanie, polegające na umiejętności rozweselania towarzystwa, a z drugiej – umiejętne reagowanie na dowcip.