Redakcja "Te Deum": Czytelnicy "Te Deum" znają pana z artykułów przetłumaczonych przez nas i opublikowanych w naszym czasopiśmie. W większości dotyczyły one spraw związanych z wychowaniem lub edukacją i podkreślały doniosłość cnót i ich wychowania. Dlaczego kształtowanie cnót jest takie ważne?
Dariusz Zalewski: Bez formowania cnót nie ma mowy o wychowaniu. Dzięki nim natura brana jest w ryzy i człowiek staje się odpowiednio udysponowany do życia. Usprawniają rozum praktyczny (roztropność), wolę (sprawiedliwość) oraz popędy: do przyjemności (umiarkowanie) oraz zdobywczy (męstwo). Ktoś pięknie zauważył, że cnota jest owocem czasu i i wielu powtórzeń. Po jej uformowaniu człowiek staje się naprawdę wolny. Warto to podkreślić: bez cnót nie ma prawdziwej wolności, gdyż to, co w powszechnym obiegu nazywa się wolnością jest tak naprawdę poddaniem się pod władzę własnych popędów (samowolą).
Czy dzisiaj jest trudniej wychowywać do cnót, niż kiedyś? Jakie są najtrudniejsze przeszkody?
Istnieje taka historyczna tendencja, żeby narzekać na czasy współczesne. Mówi się: „za moich czasów było lepiej” lub “za moich czasów młodzież była inna”. Jednak w odniesieniu do epoki mediów jest w tym narzekaniu sporo prawdy.
Przeszkód, stojących na drodze formowania cnót jest wiele. Ale chyba można je ująć w trzy zasadnicze grupy. Pierwsza – wiąże się z ogólną dechristianizacją narodów. Jeżeli jeszcze tu i ówdzie mówi się o formowaniu cnót, to i tak zazwyczaj nie pamięta się o ich nadprzyrodzonym charakterze, ale buduje się je ludzkim wysiłkiem. W moim przekonaniu brak religijnego odniesień decyduje o tym, że nie mogą się ostać na dłuższą metę.
Druga przeszkoda – to powszechne odejście od klasycznej filozofii, która niejako naturalnie ciągnęła za sobą wóz cnót. Nowe filozofie i nowe pedagogiki mają inne cele i priorytety, cnoty je nie interesują.
Kolejna sprawa to powszechne zdziczenie obyczajów, które jest potężną przeszkodą w formowaniu sprawności moralnych. Reklamy oparte na chciwości, powszechna kultura konsumpcji, tzw. erotyzacja życia publicznego, prymitywny świat mediów, to wszystko ściąga młodego człowieka (i nie tylko) w dół, zamiast formować jego duchowy kręgosłup.
System edukacyjny i szkolnictwo przeszło, tak samo jak i całe społeczeństwo rewolucją etyczną (moralną). Jaki jest Pańskim zdaniem rodowód tej rewolucji, kiedy sie zaczęła i jakie są powody jej sukcesu i praktyki?
Pęknięcia, które doprowadziły do rewolucji w edukacji (nie tylko etycznej) mają źródła w średniowiecznym nominalizmie, później w filozofii nauki Bacona, kartezjanizmie, kantyzmie, russoizmach itp. Stworzyły one podłoże do pojmowania nauki i wychowania na sposób praktyczny i użyteczny. Człowiek stał się „kapitałem ludzkim”, zasobem, do odpowiedniego wykorzystania przez Państwo. W edukacji nie chodzi już o rozwój osobisty, lecz o wykorzystanie człowieka dla celów ideologicznych.
Słowem – jest on np. wychowywany dla gospodarki, czyli politycznych celów aktualnie sprawującej władzę grupy ludzi, którzy budują „nowy, wspaniały świat”. To oczywiście utrwala różne przemiany obyczajowe w naszych społeczeństwach.
Przyczyną sukcesu “nowej edukacji” jest to, że ludzie przestali wierzyć w Pana Boga i skierowali swój wzrok na świat doczesny. Interesują ich głównie sprawności praktyczne, zawodowe, które dadzą im bogactwo i pieniądze. Klasyczne wykształcenie uważają za przeżytek. Ale odrzucając stary model edukacji (mającej rodowód w starożytnej Grecji, a później rozwijanej w katolickim średniowieczu głównie w myśli św. Tomasza) utracili świeżość myślenia i sądów, stając się nowoczesnymi niewolnikami prowadzonymi na sznurku propagandzistów i reklamiarzy. W sferze moralnej nie mają zaś charakteru i stają się ludźmi “bez właściwości”.
Czy zmiany w edukacji są tylko powierzchowne, czy może mają głębsze korzenie, które sięgają wyżej wspomnianej rewolucji? Wystarczy tylko zabieg kosmetyczny, czy będzie niezbędna dlugotrwała kuracja, żeby szkolnictwo uzdrowić?
Obawiam się, że moją głębsze korzenie. Zmieniła się mentalność człowieka. Doszło do tego, że ludzie cel swej edukacji widzą, jak wspomniałem przed chwilą, tylko w dawnej edukacji niewolniczej (artes serviles). Nie dostrzegają potrzeby poznawania własnej historii, literatury, filozofii, usprawniania cnót w starym stylu, bo edukację postrzegają, jako przygotowanie zawodowe. Znamiennym rysem tej osobowości jest chciwość i próżność.
Podstawą tego kryzysu jest odejście od wiary w Chrystusa. Dlatego uzdrowienie nie może nastąpić li tylko na poziomie polityki oświatowej, tzn. nie wystarczy, żeby przyszedł konserwatywny rząd i minister oświaty, który wprowadzi klasyczne zasady edukacji w całym kraju. Ludzie muszą zmienić swoje podejście do życia, zmienić hierarchię wartości, słowem – nawrócić się. Gdy Pan Bóg jest na swoim miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu.
U nas za „komuny“ rodzice w domu dzieciom wszystko wyjaśniali, jeżeli im nauczyciel w klasie opowiadał bzdury. Wygląda na to, że będzie trzeba do takiej praktyki powrócić, czyż nie?
Tak, rodzice powinni formować cnoty i regularnie odkłamywać szkołę oraz media. Czy to jednak pomoże? Ostatnio czytałem o przypadku (gdy dziecko porzuca) wielodzietnej rodziny amerykańskiej, w której wszystkie dzieci (chyba ośmioro) po wejściu w okres dorosłości porzuciły wiarę. Rodzina była katolicka, rodzice starali się wychowywać dzieci wg reguł swojej wiary. To jednak nie pomogło.
„Świat” bezwzględnie porywa nam nasze dzieci. Każde musi być wywalczone moralnie i wymodlone. To nie jest zabawa, ale prawdziwa wojna duchowa o najmłodszych. Nigdy nie można o tym zapominać i utracić czujność. Bo konsekwencje tego mogą być fatalne.
Dzisiaj sie dużo mowy o wychowaniu do tolerancji. Zazwyczaj to oznacza tolerancję do dewiacji wszelkich maści i pogardę dla tradycyjnego dorobku europejskiego, Kościoła Św. i nawet dla prawa naturalnego… Skąd ta nietolerancja rzeczników tolerancji?
Część z nich rzeczywiście tak ma zamącone w głowie, że tolerancję uważa za przyzwolenie na czynienie zła u innych. Wynika to z braków w wykształceniu. Gdyby powrócić do szkoły klasycznej i uczyć dzieci łaciny oraz greki, wówczas ludzie wiedzieliby, że tolerancja oznacza zdzierżyć, przetrzymać, wybaczyć, coś, z czym się nie zgadzamy, ale mimo wszystko dajemy szansę na poprawę. Gdy tego nie wiedzą wygadują głupoty o "akceptacji inności", "otwarciu na inne wartości" itp..
Jednak są też tacy, którzy świadomie stosują „miecz tolerancji” w walce z religią katolicką i „starym światem”.
Jaka jest dzisiaj sytuacja polskiego szkolnictwa? Czy „katolicka szczepionka“ polskiego społeczeństwa działa przeciw liberalnym zakażeniom?
Polskiego szkolnictwa praktycznie nie ma. Jest „europejskie szkolnictwo”. Rządzący wciąż wprowadzają jakieś reformy, żeby nadążyć za wytycznymi z centrali brukselskiej. Ostatnio zakazali stosowania klapsów, wbijając klina w rodziny. Katolicyzm oczywiście gdzieś tam tkwi w narodzie i ujawnia się w chwilach szczególnych np. katastrofa smoleńska. Jednak na co dzień górne warstwy świadomości narodu są nieustannie trawione przez wirusy Rewolucji. Pytanie: czy przyjdzie czas, że zniszczą go całkowicie? Największy polski filozof w dziejach, niedawno zmarły o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec OP (twórca “lubelskiej szkoły filozoficznej”, który bazował na filozofii św. Tomasza z Akwinu), zwykł mawiać, iż Polska przetrwała zabory, bo nie było telewizji. Od siebie dodam, że teraz telewizja już jest.
Czy politycy katoliccy zdają sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa liberalnej edukacji? Co w Polsce robią dla obrony przyszłych generacji?
Oczywiście są w Polsce środowiska świadome tego co się dzieje i są podejmowane inicjatywy starające się postawić tame liberałom. Można tu wspomnieć o ostatnich protestach przeciwko ustawie o zakazie klapsów. Istnieją też środowiska zajmujące się przedstawianiem konkretnych, pozytywnych propozycji wychowawczych, jak np. Instytut Edukacji Narodowej z Lublina, który wydaje książki i prowadzi akcje społeczne jak np. „Młodzi z charakterem”, zachęcające do powrotu do klasycznych ideałów kształcenia. Jednak wśród rządzących te akcje nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Właściwie nie cieszą się żadnym zainteresowaniem.
Czy widzi pan jakieś oznaki nadziei jeżeli chodzi o przyszłość?
Nadzieja jest w kontrrewolucji duchowej, która miejmy nadzieję nastąpi. Najpierw trzeba jednak ją wymodlić. Za nią pójdą skuteczniejsze działania polityków i działaczy katolickich. Ale równocześnie trzeba też stworzyć podstawy intelektualne dla ewentualnego przełomu. Musimy mieć gotowe programy, koncepcje, cele, żeby być przygotowanym w przypadku pojawienia się możliwości działania na szerszą skalę. W ramach działań Instytutu Edukacji Narodowej staramy się od lat wskrzeszać klasyczną teorię wychowania, zajmujemy się szkoleniem nauczycieli, krytycznie analizujemy modne koncepcje edukacyjne. Myślę, że ta praca nie pójdzie na marne. Są też inne pokrewne nam środowiska. To wszystko sprawia, że dostrzegam światła w tym ciemnym tunelu.
Co by pan poradziłby naszym czytelnikom, którzy sie trwożą o edukacje swych pociech?
Już raz o tym wspomniałem. Trzeba walczyć o nasze dzieci. Najpierw duchowo (w modlitwie), później intelektualnie (tworząc np. kanon klasycznych lektur i omawiając je w domu) oraz konsekwentnie od najmłodszych lat wypracowując cnoty. Cnoty są gwarantem, że w momencie próby nasze dzieci staną po właściwej stronie i będą miały siłę tam wytrwać.
Na zakończenie chciałem podziękować za możliwość wypowiedzenia się dla czeskich Czytelników. Dziękuję też Redakcji za tłumaczenie i upowszechnianie moich artykułów w języku czeskim.