Melchior Wańkowicz w jednym ze swoich reportaży z kresów opisuje zachowanie pewnego dziedzica o nazwisku Protassewicz. Miał on zwyczaj upominać każdego, kto spiesząc się ... biegł.
Wedle Protassewicza podstawą do usprawiedliwienia takiego zachowania było tylko ralne zagrożenie np. pożar. Tylko pozornie mamy tu do czynienia z dziwactwem. Postępowanie takie wynika z głębokiej obserwacji natury ludzkiej. Bieganie (poza sportem i dbaniem o zdrowie) zawsze jest skutkiem jakiejś gorączki emocjonalnej, dlatego ów szlachcic, upominając swoich pracowników, dopuszcza je tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Wedle Protassewicza podstawą do usprawiedliwienia takiego zachowania było tylko ralne zagrożenie np. pożar. Tylko pozornie mamy tu do czynienia z dziwactwem. Postępowanie takie wynika z głębokiej obserwacji natury ludzkiej. Bieganie (poza sportem i dbaniem o zdrowie) zawsze jest skutkiem jakiejś gorączki emocjonalnej, dlatego ów szlachcic, upominając swoich pracowników, dopuszcza je tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Cóż, gorączkowanie się w drobnych, codziennych sprawach jest niewątpliwie objawem nieuporządkowania ducha. Niewiele w tym aspekcie zmieniają przeobrażenia cywilizacyjne. Bo choć szlachcic na zagrodzie rzeczywiście nigdzie nie musiał się spieszyć, w przeciwieństwie do współczesnego, wciąż spóźnionego człowieka, to mimo wszystko w tej dookolnej gonitwie jest sporo przesady.
A jeśliby przyjąć, iż nie jest to wina człowieka, tylko cywilizacji, to tym gorzej. Człowieka można próbować wychowywać, a co zrobić z cywilizacją?