niedziela, 19 lipca 2009

Acedia, czyli o smutku, nudzie i melancholii

W literaturze ascetycznej szczególne znaczenie przypisywano pewnej, niezbyt znanej dziś wadzie. Około południa, gdy słońce zatrzymywało się nad głowami pustelników ogarniało ich dziwne zniechęcenie. Święty Tomasz zauważył, że w południe, poszczący od rana mnisi przechodzą pierwszy kryzys, który rzutuje na ich życie duchowe. Niewątpliwie może to być jedno z wyjaśnień fenomenu acedii, ale z całą pewnością ma ona jeszcze inne przyczyny.

Acedia w języku polskim była oddawana różnie, jako: zniechęcenie, beznadziejność, zgorzkniałość, oziębłość, anemia duchowa, melancholiczność czy po prostu lenistwo. Z tym ostatnim mylono ją nader często.

Lenistwo a acedia

Acedia jest smutkiem „z powodu dobra duchowego”, które z jakiś względów przestaje pociągać. Paradoks polega na tym, że modlitwa, perspektywa wieczności, praca nad samodoskonaleniem, powinna wywoływać radość, a nie smutek (św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II q.35, a.1). Niestety, człowiek traci motywację do duchowej walki o Niebo, a także miłość do ludzi i, w końcu, do samego siebie. Stan ten w literaturze określano mianem melancholii, nudy, spleenu.

Lenistwo (segnities – także gnuśność, opieszałość, czy powolność) z kolei jest bojaźnią (lękiem) przed trudem. Jego korzenie są bardziej prozaiczne, przyziemne (TENŻE, Sum. teol., I-II, q. 41, a.4.). Generalnie bierze się z miękkości (mollities), rozpieszczenia i wygodnictwa (delicia).

O ile więc zniechęcenie ma kłopot z celem, to lenistwo ze środkami, które do niego prowadzą. Pomimo tych różnic, jak wspomniano przed chwilą, obie wady są wymieniane zamiennie. Wynika to z faktu, iż zachodzą między nimi wielorakie zależności i w praktyce trudno je rozdzielić. Bo czyż tracąc wizję, cel, perspektywę (czyli popadając w zniechęcenie), nie słabną równocześnie siły duchowe i nie pojawia się niechęć do wysiłku? Niechęć ta (rozleniwienie) sprzyja z kolei nasileniu się zwątpienia, apatii i buntu („po co męczyć się, czy to właściwie ma sens?”).

Ciekawość, "horror loci" i rozpacz

Zazwyczaj w początkowych objawach zniechęcenia dusza poszukuje „niewinnych” przyjemności umysłu. Pojawia się niezdrowa ciekawość (curiositas, jako przeciwieństwo studiositas – naukowego, pilnego poszukiwania prawdy), która współcześnie przejawia się karmieniem umysłu newsami: nałogowym słuchaniem i oglądaniem wiadomości oraz przeglądaniem serwisów internetowych.

Również wykonywanie codziennych prac domowych czy zawodowych, gdy nie jest realizowane w odniesieniu do Boga, może w pewnym momencie prowadzić do pochłonięcia sprawami tego świata i osłabić motywację. Zdrowa duchowość wymaga zwracania się myślą do Boga nie tylko rano i wieczorem, ale także w ciągu dnia, przy okazji różnych prac, jak chociażby przed rozpoczęciem pracy czy posiłku. W przeciwnym razie przeniesienie akcentu na sprawy światowe prowadzi do utraty właściwego celu i osłabienia sił duchowych, wiodąc prosto do odstąpienia od obowiązków.

Jednym z przejawów acedii jest stan zwany „horror loci” („zgroza miejsca”). Curiositas połączona z niepokojem przenosi się niejako na zewnątrz. Owładniętego tym stanem cechuje swoista „nadpobudliwość ruchowa”. Nie wytrzymuje długo w jednym miejscu. Coś go wciąż gna do przodu, jakby pędził za prywatnym „rajem utraconym”: „Wzrok uległego acedii tkwi ciągle w oknie – pisał Ewagriusz z Pontu – a jego umysł wyobraża sobie odwiedzających” (O różnych rodzajach złych myśli. O ośmiu duchach zła, Kraków 2006, s. 75).

Poszukiwanie nowości prowadzi do krytykanctwa, gadatliwości (taka osoba we wszystkim chce mieć swoje zdanie) oraz do niezdrowego aktywizmu. Niemniej wszystko na nic. Na czymkolwiek nie zatrzymałby się umysł, nie jest w stanie odzyskać poczucia sensu istnienia.

Smutek ogarniający duszę staje się nie do zniesienia. Przychodzi pokusa zmysłowości –cóż się nie robi dla oszukania smutku? W zmysłowych radościach szuka namiastek szczęścia (a może raczej zapomnienia). Stąd obżarstwo, pogoń za pieniędzmi, alkoholizm, niepohamowany seksualizm, narkomania itp.

Powoli zaciska się pętla. Z jednej strony smutek z powodu trudności związanych z realizacją wyznaczonych celów, z drugiej – żałosna próba pozbycia się go przy pomocy zastępników. Gdy dusza zrozumie, że jest to ucieczka donikąd, ogarnia ją rozpacz – jako zwieńczenie beznadziejności. Ucisk staje się coraz mocniejszy.

Konsekwencją zniechęcenia jest także szukanie winnego. Ktoś musi odpowiedzieć za to, co się stało. Dlatego omawianej wadzie towarzyszą złośliwości w stosunku do osób z bliskiego otoczenia, obarczanych winą za wszechogarniający brak sensu.

Nietrudno zauważyć, że zniechęcenie w służbie Bożej jest chorobą współczesnych - pandemią wyjaławiającą duszę Zachodu. Człowiek epoki postmodernizmu utraciwszy wiarę w Boga stracił sens życia i popadł w stany typowe dla acedii: aktywizm, agnostycyzm, bezsensowne emocjonowanie się newsami, narkomania, alkoholizm, panseksualizm.

Pedagogia wychodzenia z zaklętego kręgu bezsensu musi oprzeć się na zwróceniu do Boga. W swej istocie jest to proste i jedyne wyjście, choć i tak dla wielu – niestety - zbyt trudne.

Ps. Przypominam ten artykuł, bo w czasie wakacji jest szczególnie aktualny.