Czy można postawić tezę, że edukacja domowa bardziej odpowiada klasycznemu duchowi nauczania, niż kształcenie zbiorowe na terenie szkoły? Innymi słowy: czy dopuszczalna jest alternatywa wedle której nauczanie domowe będzie kwalifikowane jako prawicowe, a szkolne jako lewicowe?
W jednym z ostatnich wpisów przedstawiłem poglądy Kwintyliana na temat nauczania domowego. Rzymski retor bronił formy zbiorowej z uwagi na jej wyższą skuteczność w przypadku kształcenia mówcy. Widzimy zatem, że już od czasów starożytnych, szkoła czy może raczej coś co ją przypominało, funkcjonowała jako równoległa do kształcenia domowego forma nauczania, a z czasem zdobyła nawet większą popularność.
Doszło do tego, że to właśnie szkołę radykalni komuniści uznawali za wytwór burżuazyjnego porządku i nawoływali do jej likwidacji. Nauka miała odbywać się w kołchozie oraz fabryce i być połączona z pracą zawodową.
Wróćmy jednak do początków szkolnictwa. U jego zarania rzeczywiście dominowało nauczanie domowe. Wynikało to z faktu, że edukację pobierały na ogół dzieci z arystokratycznych rodzin. Część greckich myślicieli, których tradycję wyrażał poeta Pindar, uważała wręcz, że “wychowanie ma sens tylko, gdy przedmiotem jego jest młodzian znakomitego rodu”. On na posiadanej już bazie, otrzymanej darmo od bogów, mógł rozszerzać swoją wiedzę, ucząc się dalej. Pindar zaś gardził tymi “co wiedzą tylko to, czego się nauczyli” (por. H.-I. Marrou, Historia wychowania w starożytności, przeł. S. Łoś, Warszawa 1969).
Mechanizm pojawienia się szkoły związany jest z demokratyzacją nauki i odrzuceniem tezy, iż arystokratyzm jest przede wszystkim dany bezpośrednio od bogów. Nie negując znaczenia czynnika wrodzonego, to co możemy nazwać arystokratyzm ducha jest również wynikiem wychowania i własnej pracowitości. Radykalne stanowisko w tej kwestii prowadzi w efekcie do uznania predestynacji, która jest ideą heretycką.
Jednak równocześnie trzeba przyznać, że uczenie na siłę tych, którzy nie mają odpowiedniej bazy wyjściowej (uzdolnień, chęci do nauki itp.) skutkuje obniżeniem poziomu nauczania i różnymi patologiami szkolnymi. Potrzebne jest zatem wypracowanie w tej kwestii racjonalnego stanowiska, które odrzuci wspomniane wyżej dwa skrajne poglądy.
Skoro mogą się uczyć również ci, co z urodzenia nie otrzymali zbyt wiele, pojawia się większa ilość adeptów kształcenia, wymuszając zbiorowe formy nauczania. I to właśnie jest główną przyczyną – jak twierdzi francuski historyk H.-I. Marrou – powstawania szkół. I tylko w tym sensie można mówić, że szkoła jest instytucją „lewicową” (demokratyczną), tzn. poprzez dopuszczenie możliwości nauczania nie tylko arystokracji, ale innych warstw społecznych. Zważywszy jednak, że takie stanowisko, jak wspomniano wyżej, ma za podstawę jakąś formę predestynacji, trudno tu tak na prawdę mówić o jej lewicowych korzeniach.
Dzisiaj spór w sensie politycznym toczy się nie na osi: nauczanie domowe - szkoła, ale raczej dotyczy formy własności szkoły. Szkoła prywatna – popierana jest przez prawicę, publiczna, ogólnodostępna i bezpłatna - przez lewicę. Niemniej ten podział też nie jest do końca adekwatny, gdyż pod względem nauczanej treści czy filozofii nauczania wiele szkół prywatnych ma charakter lewicowy.