Agresja (łacińskie agression -„napad”) interpretowana jest na ogół w negatywnym kontekście i utożsamiana z każdym przejawem manifestacji siły fizycznej czy słownej. Co prawda miłość bliźniego wymaga ustępstw, wybaczania i unikania przemocy, jednak w życiu są sytuacje wymagające użycia siły („agresji”) ze względu na elementarną sprawiedliwość czy konieczność samoobrony.
Najlapidarniej tę myśl oddaje św. Grzegorz: „Niech będzie miłość, ale nie rozmiękczająca; niech będzie rygor, ale nie doprowadzający do rozpaczy; niech będzie gorliwość, ale nie nad miarę sroga; niech będzie dobrotliwość, ale nie taka, która przebacza więcej, niż należy".
Najlapidarniej tę myśl oddaje św. Grzegorz: „Niech będzie miłość, ale nie rozmiękczająca; niech będzie rygor, ale nie doprowadzający do rozpaczy; niech będzie gorliwość, ale nie nad miarę sroga; niech będzie dobrotliwość, ale nie taka, która przebacza więcej, niż należy".
Z chrześcijańskiego punktu widzenia przyczyną złego postępowania (również agresji w sensie napadu) jest ludzka skłonność do grzechu. Gdy grzech się powtarza utrwalony zostaje w postaci wady. Jeśli miłość jest cnotą, to wadą bezpośrednio sprzeciwiającą się jej jest nienawiść. Chyba najbardziej ujawnia się ona w postaci agresji i przemocy, które powodowane są pobudkami egoistycznymi.
Już św. Tomasz wymienił przywarę, którą współcześnie określa się jako zachowanie psychopatyczne. Nazywał ją ferus (srogość, dzikość). „Nosiciel” tej wady karze podwładnych (i nie tylko) nie „z uwagi na winę karanego, lecz tylko dla przyjemności pochodzącej z dręczenia ludzi”. Akwinata pisze też o innym defekcie moralnym tego typu. Niekiedy spotkać można osoby obdarzone „łaską stanu”, nie znające jednak miary w sposobie karania. Charakteryzuje je okrucieństwo (łać. crudelitas – okrutny, od twardości). Ludzie ci karają co prawda powołując się na słuszną winę, lecz są zbyt srodzy i wymierzają karę nieadekwatną do winy.
Już św. Tomasz wymienił przywarę, którą współcześnie określa się jako zachowanie psychopatyczne. Nazywał ją ferus (srogość, dzikość). „Nosiciel” tej wady karze podwładnych (i nie tylko) nie „z uwagi na winę karanego, lecz tylko dla przyjemności pochodzącej z dręczenia ludzi”. Akwinata pisze też o innym defekcie moralnym tego typu. Niekiedy spotkać można osoby obdarzone „łaską stanu”, nie znające jednak miary w sposobie karania. Charakteryzuje je okrucieństwo (łać. crudelitas – okrutny, od twardości). Ludzie ci karają co prawda powołując się na słuszną winę, lecz są zbyt srodzy i wymierzają karę nieadekwatną do winy.
Wad, które są pośrednim przejawem nienawiści literatura moralno-ascetyczna zna znacznie więcej. Wymieńmy jeszcze kilka tych, które bazują na przemocy werbalnej: kłótliwość, drwiny, potwarz, plotka, kłamstwo, oszustwo itp. Wszystkie one są jakimiś formami nieuzasadnionej przemocy i ze swej istoty są naganne moralnie. W sensie ścisłym, to właśnie one są przejawem właściwej agresji.
Wychowanie przez media
Utrwalanie „agresji”, a może ściślej wad, które za Akwinatą określiliśmy jako dzikość (zezwierzęcenie), okrucieństwo, kłótliwość itp. powstaje w wyniku splotu różnych zaniedbań wychowawczych. Jednym z nich jest nieroztropne korzystanie przez dzieci i młodzież z mediów. Powszechny zarzut - z którym trudno się nie zgodzić - brzmi: media epatują odbiorcę obrazami przemocy, przyuczając go do agresywnych zachowań. Określone obrazy i słowa rozpalają wyobraźnię i wpływają na powstanie określonych uczuć, które następnie naciskają na wolę i wpływają na podjęcie decyzji. Szereg powtarzanych, podobnych aktów woli prowadzi do utrwalenia konkretnych wad moralnych. Współczesna psychologia mówi w takich przypadkach o naśladownictwie. Widz (szczególnie młody) osaczony agresją płynącą ze środków przekazu przyjmuje bezmyślnie, jako naturalny, tworzony dla celów komercyjnych obraz świata. W następstwie czego mamy przypadki spektakularnych morderstw popełnionych przez młodzież pod wpływem filmowych czy gier komouterowych.
W kontekście opisywanego problemu można wyróżnić dwa sposoby uwodzenia widza. Pierwszy polega na lansowaniu wprost nienawiści do drugiego człowieka. Przykładem mogą być niektóre filmy grozy, uwodzące atmosferą satanizmu, produkcje w rodzaju „Urodzeni mordercy”, czy materiały propagandowe zaszczepiające nienawiść do przeciwników politycznych. Obrazy te oprócz tego, że działają na wyobraźnię, służą przede wszystkim utrwalaniu u widza przekonania, że przemoc jest jedynym sposobem egzystowania na tym świecie.
Drugi opiera się na schemacie walki dobra ze złem, jednak niepotrzebnie epatuje nieuzasadnioną przemocą. Krew leje się obficie, trup ściele się gęsto, pomimo iż te „efekty specjalne” nie są konieczne do snucia głównego wątku akcji. Gdyby odrzucić „przemoc” fabuła nic by na tym nie straciła, poza tym że autorzy nie mogliby już niczym więcej zatrzymać widza przy telewizorze. Zjawisko staje się szczególnie niebezpieczne, gdy tego typu filmów ogląda się kilka w tygodniu, kilkanaście w miesiącu i kilkadziesiąt w roku.
Te dwie formy telewizyjnego przyuczania do agresji dają efekt w postaci albo nadużywania przemocy (tomaszowe crudelitas), albo wychowają psychopatę, ludzką bestię, która będzie bić i zabijać dla przyjemności (ferus), ewentualnie przyuczają do innych, wspomnianych wyżej form nienawiści.
„Trylogia” a agresja
Jednak przy tej okazji nie należy wylewać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Istnieją dzieła sztuki, w których obecne są elementy przemocy niezbędne dla zrozumienia szerszego kontekstu i wymowy artystycznej dzieła. Dobro walczy tam ze złem, a towarzyszące mu obrazy wojny czy innych form stosowania siły są uzasadnione artystycznie. Przykładem może być „Trylogia” Henryka Sienkiewicza. Trudno wyobrazić sobie to dzieło literatury okrojone ze scen batalistycznych i z obrazów towarzyszących opisowi pożogi wojennej. Gdyby trzymać się ściśle pacyfistyczno-antyagresywnych schematów myślowych, wówczas książkę należało by po prostu ocenzurować.
Podążając dalej tym tropem dochodzimy do produkcji, która szczególnie jaskrawo ukazuje omawiany problem, chodzi o „Pasję” Mela Gibsona. Przedstawienie w tym dziele historycznego wydarzenia, jakim była Męka Chrystusa, zostało potraktowane przez niektóre środowiska, jako jeszcze jeden przejaw „epatowania przemocą”, tak jakbyśmy oglądali kolejną wersję „Urodzonych morderców”. Na tym przykładzie szczególnie wyraźnie widzimy, jak nieostrość w rozumieniu pojęć „agresja” i „przemoc” wykorzystywana jest do walki z katolicyzmem. Jednak takie wymachiwanie sztandarem „walki z agresją” może być obosieczną bronią dla „politycznie poprawnych” propagandzistów. Gdybyśmy bowiem byli konsekwentni w chronieniu młodzieży przed wszelką przemocą na ekranie czy w literaturze, wówczas nieubłaganie doszlibyśmy do wniosku, że np. pokazywanie młodym filmów o Holocauście czy nawet wspominanie o nim na lekcjach w szkole, z jednej strony jest zachęcaniem do zemsty, a z drugiej staje się, jak mówią psychologowie, „treningiem agresji”.
W edukacji medialnej dzieci należy zatem kierować się zawsze zdrowym rozsądkiem.
W edukacji medialnej dzieci należy zatem kierować się zawsze zdrowym rozsądkiem.