środa, 4 listopada 2009

UNESCO a ideologizacja oświaty

W 1641 roku Jan Amos Komeński wraz z posłem angielskim Samuelem Hartlibem planowali reformy edukacyjne, obejmujące cały ówczesny świat. Celem tych reform, zgodnie z koncepcjami Komeńskiego, miało być doprowadzenie wszystkich ludzi do tajemniczej pansophi (wszechmądrości). Tamte plany z różnych powodów nie powiodły się, ale w świecie współczesnym wciąż istnieją osoby czy instytucje, usiłujące wpływać na nauczanie młodzieży w skali globalnej.

Prawo do kontroli edukacji uzurpują sobie głównie instytucje o zasięgu światowym, jak na przykład UNESCO. Jednym z bardziej widocznych przejawów działania tej organizacji jest opracowywanie specjalnych raportów oświatowych, w których autorzy autorytatywnie wskazują, w jakich kierunkach powinno rozwijać się szkolnictwo światowe. .

Przykładowo, w głośnym raporcie pt. „Edukacja: jest w niej ukryty skarb” (polskie wydanie z 1998 r., przekł. W. Rabczuk) napisanym dla UNESCO przez przez Międzynarodową Komisję do Spraw Edukacji dla XXI wieku, za szczególnie niebezpieczny szkolny przedmiot uznano historię, nauczaną w sposób tradycyjny, czyli z akcentem na jej aspekt narodowy. Służy ona bowiem - według autorów - do wzbudzania „poczucia wyższości”, jednych narodów nad drugimi. Ideałem zaś powinno stać się wychowanie do pluralizmu, „tolerancji i szacunku do Innego” (s.56).

Z kolei w opracowaniu przygotowanym pod przewodnictwem byłego dyrektora generalnego UNESCO Federico Mayor’a, a zatytułowanym „Przyszłość świata” (2001) czytamy, że filozofia i historia, co prawda przekazują dziedzictwo kulturowe, ale nie należy tego rozumieć w tradycyjnym sensie, „lecz jako środek percepcji problemów i stosunku do Innego”(cyt. F. Mayor, Przyszłość świata, Warszawa 2001, przeł. A. Janik, J. Wolf, W. Rabczuk, s. 390-391).

Zaszyfrowany komunikat ukryty w tym zdaniu należy przetłumaczyć prawdopodobnie tak: filozofia ma przysposabiać intelektualnie do akceptacji propagowanej przez organizację ideologii. Dalej czytamy: „UNESCO kładzie nacisk na potrzebę reformy programów edukacyjnych, aby mogły poświęcić więcej miejsca kulturze pokoju i nie zasklepiać się w narodowych tożsamościach, w epoce rosnącego przenikania się kultur”(tamże, s. 391).

W tym samym Raporcie pada propozycja, żeby uznać edukację obywatelską za najważniejszy element programu szkoły. Zdobyta na lekcjach wiedza miałaby „prowadzić do powstania wspólnoty ludzkiej w skali narodowej, kontynentalnej i światowej”(tamże). Skądinąd wiadomo bowiem, iż edukacja obywatelska nie może być, pomimo demokratycznych haseł, neutralna ideologicznie (o czym pisano wprost we wspomnianym raporcie Edukacja: jest w niej ukryty skarb.

Już tych kilka przykładów daje wyobrażenie o stopniu polit-poprawnej ideologizacji oświaty przez UNESCO. Podobne tendencje łatwo dostrzec w dokumentach Unii Europejskiej. Warto zatem postawić zasadnicze pytanie: dlaczego kierunki rozwoju szkolnictwa muszą narzucać państwom ponadnarodowe instytucje?