środa, 5 sierpnia 2009

Neuropedagogika, czyli koniec pedagogiki

W środowisku pedagogicznym w ostatnich latach można zaobserwować nerwowe poruszenie. Naukowcy i praktycy zachwycają się nad swoistym mariażem pedagogiki z biologią. Najnowsze odkrycia w dziedzinie neurologii mają maksymalnie usprawnić proces nauczania i sprokurować prawdziwą „rewolucję w uczeniu”. Niektórzy wręcz wieszczą „koniec pedagogiki”. Bo komu będzie potrzebna jeszcze ta leciwa wiedza, gdy potencjał ludzkiego umysłu zostanie w pełnii wyzwolony?

Klasyczni filozofowie nauczają, iż człowiek jest bytem cielesno-duchowym. Dusza komunikuje się ze światem za pośrednictwem zmysłów, a ich funkcjonowanie w dużej mierze wiąże się z działaniem mózgu i systemu nerwowego. Wpływ „ciała” na „duszę” nie podlega więc żadnej dyskusji. Ludzie od wieków – intuicyjnie czy poprzez obserwację – starali się usprawniać umysł przy pomocy ćwiczeń ruchowych, odżywiania czy po prostu spaceru na świeżym powietrzu. Niestety, obecnie ta niewinna praktyka, zaczyna nabierać wymiaru ideologicznego.

Rozwód z etyką

Pedagogika, jako nauka, nie funkcjonuje w próżni. W klasycznej myśli katolickiej zawsze była powiązana z filozofią, etyką i teologią, które wskazywały jej cel. Ona z kolei wynajdywała środki do jego realizacji. Współczesny upadek wychowania ma swoje źródło w przerwaniu tej symbiozy. Oświecenie przyniosło ideologizację filozofii, co zaowocowało ideologizacją pedagogiki. Istnienie jednej prawdy i jednego dobra, przestało być już takie pewne. Do ideologii, z czasem o silnym zabarwieniu politycznym, dopasowywano więc różne modele wychowania i kształcenia. Utrata przez klasyczną filozofię dawnej roli sprawiła, że w roli przewodniczek dla pedagogiki zaczęły występować inne nauki, takie jak: socjologia czy psychologia. Szczególnie wielość szkół psychologicznych doprowadziła do pojawienia się różnych koncepcji terapeutycznych i edukacyjnych.

Jednak doświadczenie kilku ostatnich dekad dowodzi, że psychologia okazała się być ślepą przewodniczką, wyprowadzając całe pokolenie zachodniej młodzieży na manowce: mamiąc bezstresowością, zganiając winę za niepowodzenia na innych i zachęcając do użalania się nad sobą. W efekcie obecnie pojawiła się tendencja zmierzająca do odstawienia na boczny tor psychologii, drogę pedagogom ma wskazywać teraz ...biologia.

W kontekście filozoficznym skutkuje to zakamuflowaną formą materializmu i redukcją człowieka do wymiaru biologicznego. Już nie tyle materializm dialektyczny ma zbawić, ale najbardziej pomocne w budowaniu ziemskich rajów ma być materializm biologiczny, odwołujący się do odkryć z dziedziny neurobiologii. W tym znaczeniu coraz częściej mówi się i pisze o neuropedagogice, jako „pedagogice XXI w.”.

Czym jest neuropedagogika?

Neuropedagogika koncentruje się na budowie i funkcjach mózgu, preferencjach sensorycznych, różnicach w funkcjonowaniu półkul mózgowych w połączeniu z dominacją oka, ucha, bada także wpływ stresu na pamięć, efektywność uczenia się itp. (J.P. Sawiński, Neurodydaktyka - moda czy potrzeba?, "Kierowanie szkołą" 2005, nr 7/8.) Słowem - jej celem jest przeniesienie odkryć neurologicznych na teren praktyki pedagogicznej.

Takie podejście uruchomiło lawinę „szkół” i „metod”, a także pojedynczych, nieskoordynowanych inicjatyw, dotyczących sposobów rozwijania potencjału intelektualnego dzieci. Nowe metody zalecają odpowiednią dietę, ćwiczenia ruchowe, słuchanie określonej muzyki w „okresie prenatalnym”, uczenie szybkiego czytania, zapamiętywania, nauki języków obcych itp. Na plan pierwszy wychodzą dwie zasadnicze cechy: uczenie się ma być „szybkie” i „łatwe”. Młody człowiek ma niejako na skróty zdobywać wiedzę (por. G. Dryden, J. Vos, Rewolucja w uczeniu, Poznań 2000). Dla zwolenników kierunku jest to o tyle istotne, że w globalistyczno-informatycznym świecie umysł jest bombardowany masą news’ów, które musi szybko „wchłonąć” i „strawić”.

Bio-paideia koncentruje się na metodzie do tego stopnia, iż jej admiratorzy proponują wprowadzenie osobnego przedmiotu, odpowiadającego na pytanie „jak się uczyć”, w oparciu o najnowsze odkrycia.

Oprócz rozproszonych pomysłów na edukację pojawiają się bardziej rozbudowane teoretycznie i praktycznie kierunki, podchodzące do nauczania wielopłaszczyznowo. Wśród nich należy wymienić teorię Wielorakiej Inteligencji (Howarda Gardnera) oraz Kinezjologię Edukacyjną (Paula E. Dennisona), które traktowane są, jako „okręty flagowe” „pedagogiki XXI w.”.

Wieloraka Inteligencja

Howard Gardner, twórca teorii Wielorakiej Inteligencji, twierdzi, iż nie można różnicować dzieci na mniej lub bardziej inteligentne, gdyż nie ma jednej dominującej inteligencji, ale jest ich kilka. Opisał osiem z nich: matematyczno-logiczną, ruchową, muzyczną, wizualno-przestrzenną, intrapersonalną (refleksyjną), interpersonalną, językową i przyrodniczą. Przy takim postawieniu sprawy nie można powiedzieć, że jakieś dziecko jest mniej uzdolnione!(por. Dryden, Vos, dz. cyt. s.345)Teoria ta potwierdza tym samym lewicowe koncepcje egalitarystyczne.

Współczesny system oświatowy, według Gardnera, preferuje pewne typy inteligencji, co prowadzi do sztucznej „segregacji uczniów”. W szkole pożądana jest matematyczno-logiczna czy intrapersonalna, zaś każdy kto ma „zdolności ruchowe” automatycznie staje się pokrzywdzony w tym „siedzącym” systemie (por. H. Gardner, Inteligencje wielorakie, Poznań 2002). „Inteligent ruchowy” łatwiej bowiem uczy się w... ruchu. Dlatego w klasie „zachowuje się niestandardowo”: rozkłada się na krześle, bawi długopisem, podrzuca piłeczką, kłuje cyrklem kolegę itp. W systemie tradycyjnym uważany jest za źle wychowanego, zaś zgodnie z nową teorią staje się „męczennikiem systemu”, gdyż reprezentuje odmienny od ogólnie aprobowanego „styl uczenia się” (por. Dryden, Vos, dz.cyt. s. 366).

Nie trudno zauważyć, że takie podejście wspiera skompromitowane „bezstresowe wychowanie”. O ile w antypedagogice, odwołując się do koncepcji psychologicznych usprawiedliwiano „dziecięcą wolność”, to w tym przypadku usprawiedliwia się ją odwołując do neurologii. Cel pozostaje ten sam, zmienia się „metoda” i „uzasadnienie” dążenia do niego.

Kinezjologia edukacyjna


Kinezjologia edukacyjna została stworzona przez Paula Dennisona: „na bazie kinezjologii stosowanej, behawioralnej, psychologii, pedagogiki, programowania neurolingwistycznego, akopunktury, optometrii, anatomii, fizjologii, neurologii”(cyt. za: www.kinezjologia.com). Metoda polega na praktykowaniu określonych ćwiczeń zwanych „gimnastyką mózgu”. Ich celem jest usprawnienie pracy mózgu, poprzez przywrócenie „zablokowanych przez stres połączeń nerwowych” oraz wypracowanie nowych. Przykład ćwiczenia: stoimy swobodnie, jedną dłoń trzymamy na pępku, drugą masujemy punkty pod obojczykiem. Należy spokojnie i głęboko oddychać. „Dzięki temu ćwiczeniu – piszą Małgorzata Taraszkiewicz i Colin Rose – zwiększamy przepływ energii, poprawiamy komunikację pomiędzy lewą i prawą stroną ciała i mózgu, odprężamy się i ożywiamy” (M. Taraszkiewicz, C. Rose, Atlas efektywnego uczenia (się), nie tylko dla nauczycieli, cz. 1, Warszawa 2006).

Podobnie, jak w przypadku różnych koncepcji usprawiedliwiających „bezstresowe wychowanie”, tutaj również głównym problem jest stres, który „przezwyciężany” zostaje jednak nie za pomocą terapii psychologicznych, ale... ćwiczeń ruchowych. Pojawia się rys, o którym wspominaliśmy wyżej przy okazji koncepcji H. Gardnera, Kinezjologia podąża do podobnego celu co pedagogika postmodernistyczna, proponuje jedynie specyficzną dla siebie metodę. Nie sposób też pominąć faktu, iż część badaczy zwraca uwagę na powiązania kinezjologii z metodą „Dotyk dla Zdrowia”, odwołującą się do chińskiej nauki o merdianach (por. ks. A. Posacki, "Nasz Dziennik" 25.09.2006 oraz tegoż autora, "Psychologia i New Age", Radom 2007 r.).

Zakres oddziaływania kinezjologów jest dosyć duży: pracują z dyslektykami, dziećmi nadpobudliwymi ruchowo, z zaburzeniami zachowania i mającymi trudności w nauce (cyt. za: www.integra.edu.pl). W około 80 krajach Kinezjologia Edukacyjna jest uznawana za metodę wspierającą m.in. proces uczenia się. W 1994 r. Narodowa Fundacja Uczenia w USA zatwierdziła program Kinezjologii Edukacyjnej jako jedną z czołowych technologii dla „uczącego się społeczeństwa XXI wieku”. Omawiana metoda została również zatwierdzona przez Międzynarodową Fundację Kinezjologii Edukacyjnej (USA), oraz Międzynarodowy College Kinezjologii ze Szwajcarii (cyt. jw.). Centrum Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej MEN włączyło Kinezjologię Edukacyjną do programu szkolenia przeznaczonego dla psychologów, pedagogów, nauczycieli i rodziców (cyt. za: www.modersmal.net/polska/art_kineziologia.htm)

Neo-naturalizm pedagogiczny

Próbując wyciągnąć wnioski z powyższych rozważań należy podkreślić, iż zwrócenie uwagi na istnienie „czynnika biologicznego” w wychowaniu, nie musi być naganne. Jak już wspomniano wyżej, wpływ „ciała” na „duszę” był zauważony i doceniony także w pedagogice klasycznej-katolickiej. Pedagogiczny manicheizm, nie dostrzegający oczywistej korelacji między hartowaniem ciała a hartowaniem ducha, sprzeciwia się zdrowemu rozsądkowi. Z tego punktu widzenia warto przyglądać się neuropedagogice, poszukując w niej rzeczy wartościowych (choćby przysłowiowych „ziaren prawdy”).
Niemniej zaniepokojenie musi budzić narzucanie biologiczno-materialistycznej perspektywy oraz pozorny „aideologizm” i „metodyzm”. Bio-paideia stwarza wrażenie neutralności ideologicznej i zajmowania się jedynie aspektem „pragmatyczno-metodycznym” nauczania i wychowania. Niby nie interesuje jej żadna ideologia, ale w praktyce zazwyczaj stoi po stronie Jana Jakuba Rousseau, a nie np. św. Tomasza z Akwinu; na ogół bliżej jej do lewicy, niż prawicy, a także do modernizmu i postmodernizmu, a nie do myśli klasycznej.

Prekursor naturalizmu Jan J. Rousseau kładł akcent na wychowanie „zgodnie z naturą”. Blokowanie naturalnych preferencji dziecięcych miało przynosić negatywne skutki, niszcząc – jakby powiedziano dzisiaj - wewnętrzny „spontan” i wolność. Później, pod wpływem psychoanalizy, narzucane z zewnątrz normy kulturowe miały prowadzić do stresów. Tak jak „bezstresowe wychowanie” miało zakorzenienie w russoizmie, tak i myślenie wielu neuropedagogów ma podobne źródła. Celem jest dostosowanie się do preferencji biologicznych, czyli wychowywanie przede wszystkim w zgodzie z „bazą naturalną”. Co w efekcie będzie skutkowało rezygnacją z dążenia do przełamania natury, gdy będzie tego wymagała kultura (dotyczy to szczególnie wychowania). Mamy więc do czynienia ze swoistym „nowym otwarciem” w pedagogice naturalistycznej.

Dla lewicy politycznej neuropedagogika daje z kolei argumenty na rzecz egalitaryzmu w oświacie. Z tą tylko różnicą, iż o ile dla marksistów „byt” społeczny „określał świadomość’, tak tutaj rozwój związany jest z „poznaniem własnego stylu uczenia się”. Nie tyle warunki materialne stają się kluczem do sukcesu życiowego, ale poznanie indywidualnych preferencji.

Na koniec jeszcze jedna rzecz. Po lekturze prac neuropedagogów powstaje wrażenie, że człowiek jest tylko biologicznym cyborgiem: bez duszy, wolnej woli. Należy go tylko odpowiednio zaprogramować na osiągnięcie celu. W tym kontekście wiara, że nowy kierunek jest zwieńczeniem myśli pedagogicznej, poprzez ostateczne uwolnienie potencjału umysłu wydaje się nie tylko naiwna, ale i niebezpieczna.