sobota, 6 lutego 2010

Omijają "Kompasik" szerokim łukiem

Z Dariuszem Zalewskim, publicystą, pedagogiem, autorem książek o wychowaniu klasycznym, rozmawia Maria S. Jasita

Czym jest "Kompasik"? Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli zaprzecza, jakoby był to podręcznik, i określa go mianem poradnika do dowolnego wykorzystywania przez nauczycieli.

- "Kompasik" jest rodzajem poradnika, który wskazuje na cele, metody, a także treści, jakimi ma posługiwać się nauczyciel w trakcie prowadzenia zajęć w szkole na temat praw człowieka. Jeśli przyjmiemy, że podręczniki są książkami pomagającymi uczniom w przyswajaniu konkretnych treści, to "Kompasik" raczej skierowany jest do nauczycieli. Dlatego bym używał określenia "poradnik", a nie "podręcznik". Choć spotkałem się z różnym nazewnictwem tej publikacji.

Co Pana najbardziej uderzyło w trakcie lektury tego opracowania?

- Zdecydowanie ideologizacja tematyki praw człowieka oraz świat przerabiany na modłę lewicową. Mamy tu propozycję 42 zajęć na różne "antydyskryminacyjne tematy". W praktyce są to gotowe konspekty lekcji dla nauczycieli. Przykładem może być lekcja, której celem jest promowanie równości płci. Zajęcia polegają na zmianie fabuły znanych bajek tak, by np. księżniczka stała się księciem, kopciuszek kopciuchem i w ten sposób dziecko zrozumiało, jakimi to stereotypami na temat ról płci jest karmione w bajkach. W "Kompasiku" mamy też dział tematyczny, w którym autorzy ogólnie informują i sugerują, jak prowadzić zajęcia o danej tematyce, np. dyskryminacji czy równości płci.

Bajkami można dowolnie operować?

- Można, ale tutaj mamy do czynienia z wyraźnym kontekstem propagandowym. Zmienia się bajki, bo są - jak mniemają autorzy poradnika - np. antyfeministyczne. Tu nie chodzi tylko o zmianę fabuły bajki, ale o... naprawianie świata. Owo "naprawianie" rozpoczyna się od dekonstrukcji starych, tradycyjnych kodów kulturowych w kontekście ról poszczególnych płci. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z tego, że w "Kompasiku" znajdujemy jedynie edukacyjne odbicie pewnych prądów kulturowych związanych z obecnie bardzo modną tzw. ideologią gender. Mówi ona o tym, że płeć nie jest naturalna, tylko uwarunkowana kulturowo. W związku z tym pewne role społeczne i wzorce odnośnie do roli matki, ojca, żony, męża można regulować kulturowo, odgórnie, właśnie poprzez narzucanie dzieciom pewnych form i schematów wychowania. I o to w tym wszystkim chodzi.

Pana zdaniem, nie powinno się poruszać tematyki tzw. równouprawnienia czy dyskryminacji podczas zajęć w szkole?

- W klasycznym modelu kształcenia koncentrowano się przede wszystkim na formowaniu charakteru i rozwijaniu sprawności umysłowych. Chodziło bowiem o to, by młody człowiek nabył sprawności, które udoskonalą (uświęcą) jego naturę i w ten sposób w pełni przygotują do dorosłego życia. Na ideologizację nie było tam miejsca. Prezentowane zaś w omawianej pozycji nauczanie o prawach ucznia jest zaś typowym przejawem ideologizacji. Czy zatem poruszać tematykę równouprawnienia i dyskryminacji? Ona zawarta jest w przykazaniu miłości bliźniego. Nauczmy dzieci przestrzegać tego przykazania, a problem zniknie!

Autorzy opracowania proponują także "alternatywne modele rodziny"...

- Tak, na przykład nauczyciel przygotowuje dzieciom ilustracje przedstawiającej różne typy rodzin: klasyczne z matką i ojcem, z samotnym rodzicem czy z "rodzicami" tej samej płci. Zajęcia polegają na dyskusjach nad specyfiką każdej rodziny oraz odkrywaniu tego, co w nich niepowtarzalne. Ich celem jest między innymi zapobieganie dyskryminacji rodzin o "niezwykłej kompozycji". Cóż powiedzieć? Typowy przykład propagandy uprawianej na polu edukacji.

Zatem z punktu widzenia pedagogiki "Kompasik" jest dość niebezpieczny...

- Jego niebezpieczeństwo polega na tym, że pod pozorem "obiektywnej nauki" poucza nauczycieli, w jaki sposób mają robić dzieciom "pranie mózgu". Ta rzekoma "obiektywność" i "nowoczesność" ujęcia problemu praw człowieka ma "znieczulać" i dzięki temu łatwiej urabiać zgodnie z założoną wizją świata.

Mimo to książka ma pełną aprobatę resortu edukacji - wstęp do niej napisała sama minister edukacji Katarzyna Hall.

- Trzeba się do tego odnieść bardzo krytycznie. Jest to smutna diagnoza kondycji i jakości polskiej edukacji, ale niewątpliwie ten poradnik jest zalecany przez ministerstwo. To bardzo niepokojące, że resort aprobuje swoim autorytetem tak ideologiczną książkę. Najwyraźniej problematyka tak rozumianych "praw człowieka" dla resortu minister Hall jest priorytetowa. To wynika z pewnych preferencji politycznych, za którymi stoi odpowiednia ideologia, a przejawia się tym, że chyłkiem przemyca się tego typu poradniki, żeby już od najmłodszych lat urabiać społeczeństwo na swoją modłę.

Jak reagują nauczyciele na ten poradnik? Chętnie z niego korzystają czy raczej uważają za zbędny, a nawet wychowawczo szkodliwy?

- Szczerze mówiąc, to spośród kilkudziesięciu znajomych nauczycieli nie spotkałem nikogo, kto korzystałby z tego "poradnika"... W rozmowach, zarówno na gruncie zawodowym, jak i prywatnym, ten temat się w ogóle nie pojawia. Wydaje mi się, że wielu z nich nawet nie wie, że coś takiego istnieje, i nigdy "Kompasika" w ręku nie mieli. Natomiast gdzieś tam "na górze" są jakieś ośrodki decyzyjne, które po prostu próbują tę ideologię przepchnąć za wszelką cenę, i być może są pewne środowiska nauczycielskie, którym się to podoba. Tu przychodzi mi do głowy środowiskowy portal monitora edukacji - to są kręgi trochę powiązane z "Krytyką Polityczną" - i oni szczególnie różne tego typu "kompasikowe" akcenty związane z promowaniem homoseksualizmu czy właśnie tej ideologii gender przeżywają. Jednak zdecydowana większość nauczycieli zazwyczaj albo o tym w ogóle nie słyszała, albo - mówiąc bardzo potocznie - ma to w nosie. Ja to tak widzę ze swojej perspektywy miasta wojewódzkiego, jakim jest Lublin, i podejrzewam, że w jeszcze mniejszych miejscowościach jest podobnie.

CODN twierdzi, że nauczyciele są bardzo zainteresowani tym poradnikiem i chętnie z niego korzystają.

- Powtórzę to, co mówiłem już wcześniej: wydaje mi się, że tego typu pozycje książkowe cieszą się zainteresowaniem jedynie wśród pewnych środowisk nauczycielskich, ideologicznie zainteresowanych tego typu problematyką. Rodzice powinni najpierw sprawdzić, czy w szkole, do której uczęszcza ich dziecko, poradnik jest wykorzystywany, i ewentualnie wtedy wyrazić swój sprzeciw na ręce dyrektora szkoły czy organu prowadzącego (gmina, powiat). Należy jednak podkreślić, że w grę wchodzą tutaj, niestety, jedynie naciski nieformalne, gdyż książka została przecież zatwierdzona przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa została opublikowana 4.02.2010 r. w "Naszym Dzienniku".