środa, 3 listopada 2010

Reformowania oświaty ciąg dalszy

Wpis gościnny: Anna M. Zalewska

Z reguły co kilka lat przeprowadzana jest w Polsce nowa reforma oświatowa. Po objęciu rządów przez Platformę Obywatelską ta niepisana zasada została złamana. Teraz ważne zmiany w edukacji przeprowadzane są właściwie… co kilka miesięcy.

Mieliśmy już spektakularne wysłanie sześciolatków do szkoły, reformę programową, rewolucję w lekturach, plany reorganizacji kształcenia zawodowego i specjalnego, a teraz przyszedł czas na kolejne „ulepszanie” struktury szkolnictwa.

Nowe zespoły

Media doniosły właśnie o ministerialnych planach łączenia przedszkoli ze szkołami podstawowymi, a gimnazjów z liceami. Chodzi o stworzenie zespołów złożonych różnych bądź takich samych typów szkół. Przy czym mogłyby być one „rozrzucone” w kilku budynkach. Jednym z głównych argumentem ma być kwestia zatrudnienia nauczycieli i zapewnienie im pełnych etatów. Szczególnie dotyczy to nauczycieli przedmiotów z mniejszą ilością godzin. W małych szkołach – o pracę w pełnym wymiarze trudniej; w dużych - nauczyciel mógłby krążyć pomiędzy szkołami, uzupełniając swoje godziny.
Inny argument, który pojawia się w prasie, to rzekomo łatwiejsze planowanie pracy dydaktyczno- wychowawczej. Dyrektor zespołu miałby mieć pełniejszy i dłuższy czasowo wpływ na młodzież. Ci sami nauczyciele oddziaływaliby na ucznia nie tylko przez trzy lata gimnazjum, ale dodatkowo jeszcze trzy lata liceum. Czas oddziaływania ma znaczenie, ale najważniejsze są dobre programy wychowawcze. Jeśli program zbudowany jest w oparciu o nowoczesne nowinki psychologiczne sprytnie wymieszane z polityczną poprawnością, to właściwych efektów nie będzie nawet po dwudziestu latach oddziaływań.

Permanentne reformowanie

Obserwując nieustanne reformy przeprowadzane przez Platformę Obywatelską, a także wcześniejsze rządy, nasuwa się pytanie: skąd biorą się te ciągłe zmiany? Czy nie można raz na zawsze ustalić pewnych stałych reguł funkcjonowania systemu oświatowego? Dlaczego ciągle przeprowadza się eksperymenty na dzieciach? Owszem – świat się zmienia i system oświatowy powinien być do niego dostosowywany, ale czy rzeczywiście reformy w szkolnictwie wynikają ze zmian cywilizacyjnych, czy może mają podtekst partyjno-ideologiczny? Obowiązkowe wysłanie dzieci sześcioletnich do szkół jest dowodem, że u źródeł tych reform leży ideologia, a nie pragmatyka

Jak widać reformy mają charakter permanentny. Dzieje się tak, gdyż u podstaw współczesnych wizji pedagogicznych leży błędna koncepcja człowieka. Budowana wokół niej i w oparciu o nią struktura szkolnictwa oraz tworzona polityka oświatowa jest automatycznie również chybiona. Pojawia się następujące zjawisko: po kilku latach od określonych reform widać ich opłakane efekty w postaci obniżonego poziomu nauczania i wychowania. Remedium na negatywne skutki wcześniejszych reform są kolejne reformy i tak zjawisko powtarza się cyklicznie. Ta mania ciągłego ulepszania bez docierania do istoty problemu, czyli budowania edukacji w oparciu o personalistyczną i realistyczną koncepcję człowieka, do niczego konstruktywnego nie doprowadzi.

Bałagan administracyjny

Odnosząc się już teraz bezpośrednio do najnowszych propozycji warto podkreślić, że są one właśnie pochodną niedawnych reform. Łączenie przedszkoli i szkół podstawowych ma źródło w obniżeniu wieku rozpoczynania obowiązku szkolnego; łączenie zaś gimnazjów i liceów wiąże się nierozerwalnie z reformami ministra Handkego i utworzeniem nieszczęsnych gimnazjów. Słowem – tak jak wspomniano przed chwilą - mamy tu klasyczny przypadek, gdy wcześniejsze reformy wymuszają następne.

Zabawa w reformowanie nakręca jednocześnie spiralę absurdu. Przykład - dyrektorzy szkół podstawowych będą teraz nadzorowali pracę przedszkoli, a więc decydowali poniekąd o sposobie wychowywania dzieci trzy- czy czteroletnich. Nic nie ujmując dyrektorom, jednak dzieci w wieku kilku lat wymagają szczególnego traktowania i większej koncentracji uwagi. Można się spodziewać, że dyrektor zespołu będzie widział przedszkole, jako tylko jeden z elementów struktury, za którą odpowiada. Co niekoniecznie będzie sprzyjało właściwej atmosferze pracy z takimi dziećmi.

Komentatorzy zwracają również uwagę na niebezpieczeństwo zamieszania w całym obszarze administrowania i zarządzania szkołami. Dla gimnazjów organem prowadzącym jest gmina, dla liceów - powiat. Gmina finansuje edukację gimnazjalistów, starostwa zaś licealistów. W jaki sposób zatem rozliczane byłyby środki finansowe płynące do szkół? Przed kim będą odpowiadali finansowo dyrektorzy zespołów gimnazjalno-licealnych: staroście czy burmistrzowi?

Proponowane rozwiązania z całą pewnością wprowadzą olbrzymie zamieszanie administracyjne, które będzie z jednej strony opanowywane przez masową produkcję nowelizacji ustaw i rozporządzeń. Z drugiej - zespoły będą musiały zatrudnić wielu pracowników administracyjnych, którzy umożliwiliby pracę tym molochom. Spodziewane oszczędności mogą okazać się iluzoryczne, gdyż obsługa szkoły w kontekście dwóch organów prowadzących będzie o wiele trudniejsza w praktyce.

Anna M. Zalewska